piątek, 26 marca 2021

Rozdział XVI (Oliwia Zaustowicz)

        Gdy udało im się zdjąć Tomka z drzewa, Lena zauważyła ruszające się krzaki. Na szczęście były dosyć daleko od nich. Szybko ruszyła w ich stronę. Okazało się, że tam jest mama z pozostałymi dziećmi.

- Jesteście! Tato, tato, tu jest mama - krzyknęła Lena.

- To wspaniale! Już idziemy - odpowiedział tata.

     Gdy wszyscy byli już razem, stwierdzili, że pójdą przed siebie. Szli i szli, tata zerknął na zegarek, okazało się, że minęły już dwie godziny, a oni nadal nie wyszli z lasu.

- Tam! Patrzcie tam - powiedziała szczęśliwa Lena.

     Znajdywało się tam kolejne jezioro. Było ono bardzo podobne do tego, przy którym mieszkają. Adaś obudził się z długiej drzemki, którą uciął sobie na rękach mamy.

- Baba! - wykrzyknął malutki Adam. 

- Nie Adasiu, to nie nasza babcia - powiedziała mama.

     To nie była ich babcia, ale kobieta szła w ich stronę. Wyglądała dość przerażająco. Coraz bardziej się do nich zbliżała. Jednak okazało się, że to normalna starsza pani, która karmiła kaczki. Po dłuższej rozmowie z całą rodziną okazało się, że ta pani mieszka dwa domy dalej. Wskazała im drogę powrotną. Pożegnali się i podziękowali. Gdy szli wskazaną przez tą panią drogą, usłyszeli głośne.

- Jedenaście!!!!!! - krzyknęła starsza pani.

 Chmielewscy pobiegli w jej stronę, ponieważ nie byli daleko.

- Czy nic pani nie jest? - spytała chórem większość rodziny.

- Ale co ?Nie, nie, drogie dzieci, idźcie dalej - wymamrotała kobieta.

    Było to dość dziwne, ale tak jak powiedziała, tak zrobili. Minęło zaledwie dziesięć minut. Dotarli do domu. I wszystko było jak dawniej.

czwartek, 11 marca 2021

Rozdział XV (Jerzy Rzaniak)

      Mama, widząc, jak jej synek wypada z helikoptera, szybko rzuciła się na ratunek i w ostatniej chwili złapała go za łydkę. Mamę natomiast przytrzymywała reszta dzieci, nie pozwalając jej wypaść.

- Mamusiu! Nie pozwolimy wam zginąć! - krzyknęła nieco przerażona całą tą sytuacją mała Lena.

     Gdy wszyscy już stanęli na nogi, spojrzeli na tatę, który znalazł schowek ze spadochronami i zaczął je z niego wyciągać.

- Łapcie i szybko zakładajcie je na siebie, helikopter lada moment się rozbije - powiedział tata do wszystkich, podając im prędko spadochrony. Najpierw upewnił się, że dzieci mają je prawidłowo założone, a następnie szybko założył swój i poinstruował innych, jak powinno się go otworzyć po skoku z helikoptera. Mama miała wspólny spadochron razem z Adasiem, ponieważ był on najmniejszy. Wszyscy wyskoczyli z wariującego helikoptera i trzymali się za ręce.

- Będzie dobrze! - krzyknęli rodzice.

    Po czym wszyscy puścili swoje ręce i pociągnęli za sznurki, otwierając w ten sposób spadochron. Dzieci początkowo były przerażone całą sytuacją, jednak po krótkiej chwili zaczęły czerpać przyjemność z lotu.

- Ale super! - zawołał Oskar.

- Mógłbym tak cały czas! - krzyknął Tomek.

- A mi.. to trochę zimno - dodał cicho, marudząc pod nosem Nikodem.

     Gdy już spadochrony zabrały rodzinę w bezpieczną odległość od helikoptera, ci ujrzeli, jak ten roztrzaskuje się na ziemi z dala od nich i wybucha. Wtedy też zerwał się silny wiatr i zaczął rozwiewać każdego w inną stronę.

- O nie.. - krzyknęła wystraszona Lena.

- Zgubimy się! - dodał równie głośno Oskar, który spoglądał z przerażeniem na ogromny las, znajdujący się pod nimi. I w ten oto sposób rodzina została rozdzielona. Nie było jednak tak źle, jakby się mogło wydawać. Tata wylądował w okolicy Leny i Tomka. A mama razem z Adasiem wylądowała w pobliżu pozostałych dzieci. Tomek niestety zawisł na jednym z drzew i trzeba było go z niego ściągać.

- Musimy odnaleźć pozostałych.. a potem poszukać wspólnie jakiegoś wyjścia z tego lasu - powiedział tata.

czwartek, 4 marca 2021

Rozdział XIV (Angelika Rybakowska)

    Obok stacji benzynowej był McDonald, więc postanowili pójść z dziobakiem  PePe do McDonalda i zjeść sobie śniadanko.

- Chodźcie szybko nie ma kolejki - powiedziała Marta.

Okazało się że dziobak Pepe musiał iść na misję, ale nie sam, musiał iść ze swoją grupką przyjaciół.

- 我們有一個任務 - powiedział Pepe

- Cooooooooo?? co on powiedział? - spytała Lena.

- Przepraszam za mój język, mamy misję przeciw Heinzem Dundersztycem. Wymyślił machinę, która niszczy przyjaźń - powiedział dziobak.

- Okej - powiedział Marcin.

- No to ruszamy - powiedział  zdziwiony  tata .

Po dotarciu na miejsce usłyszeli.

- Nigdy mnie nie powstrzymacie - powiedział Heinz Dundersztyc.

- Właśnie, że powstrzymamy - krzyknęli wszyscy  oprócz zwariowanego  naukowca.

    Naukowiec odpalił maszynę, jednak wiedzieli, że to jest ich największy wróg i że muszą go powstrzymać.

- Nie uciekniesz nam - powiedział Tomek.

  Naukowiec, nie wiadomo czemu, zeskoczył z dachu swojego mieszkania na ulicę. Odpalił spadochron i uciekł. Wszyscy zaczęli się kłócić, ale kłótnię  przerwał im  Nikodem.

- Ej, przestańcie się kłócić, nie widzicie, że ta maszyna was psuje - ryknął Nikodem.

   Wszyscy przestali się kłócić, ale w pewnym momencie  dziobak dostał olśnienia. Zauważył na drugim końcu budynku wielką, papierową reklamę. Porwał ją i zeskoczył z budynku,  robiąc z  niej spadochron. Marcin w ostatniej chwili zobaczył łapki znikającego zwierzaka, chwycił rękę Tomka i wskazał w kierunku Pepe, po czym krzyknął

 - Zniknie nam Pepe.

Mama Tomka wzięła się pod boki:

- To jest agent – zwierz, co może mu się stać?

- To że jest dziobakiem - odpowiedziała  Lena.

W pewnym momencie rodzina spojrzała na tatę, który szedł   w kierunku schodów.

- Co zamierzasz, tato? - spytała Marta.

- Otóż- bąknął lekko zdenerwowany tata Tomka - sama wasza mama powiedziała, że to jest agent zwierz i nic mu się nie stanie.

    Powiedziawszy to, zniknął. Jedynie było słychać jego głośne tupanie butami. Nikodem zakrył sobie twarz za rękami:

- No to teraz do wyjścia, idę za tatą - pisnął zrezygnowany.

Już miał iść w stronę schodów, gdy nagle Adaś chwycił go swoimi małymi paluszkami. Z jego ust wydobyło się jego pierwsze słowo: „Ne” po czym pokręcił główką i jeszcze raz wydał rozkaz: „Ne”.

Nikodem spojrzał z żalem na swojego młodszego braciszka.

- Tak Adasiu.  - powiedział piskliwym głosem - Nie damy rady, jak chcesz, możesz iść ze mną.

   Adaś pokręcił głową i ryknął: „Tu tu!” W oczach Nikodema pojawiły się łzy żalu. Nagle usłyszał coś przypominającego silnik. Odwrócił się i zauważył zwariowanego naukowca w helikopterze ze związanym Agentem P. Cała rodzina odwróciła się w stronę helikoptera.

- Myśleliście, że tak łatwo się poddam. - syknął złowieszczo. - Nawet dziobak jest mądrzejszy od was.

    Przeleciał tuż nad  Adasiem. Mały chłopiec nie zobaczył podstępu i wyciągną rękę do helikoptera. Naukowiec mocno go chwycił i wciągnął do środka. Chłopczyk zaczął histerycznie płakać, mama złapała się za głowę i zaczęła panikować.

- Szybko! Ratujmy Adasia.

     Każdy zerwał się z miejsca i pędził do helikoptera, który powoli odlatywał z dachu. Jako pierwszy helikopter dogonił Tomek. W ostatniej chwili schwycił płozy helikoptera i wciągnął się na nie. Z ledwością utrzymał równowagą, ponieważ helikopter cały czas się chwiał. Chwycił się prawego okna i zauważył Adasia związanego liną. Obok niego zobaczył Pepe, który był tak samo urządzony jak on. Cicho wskoczył do środka. Tomek miał już odwiązywać małego Adasia, gdy nagle usłyszał kroki. Były szybkie i głośne. Naukowiec zaczął namiętnie szeptać coś pod nosem. Od razu wleciał na dach jakiegoś budynku. Zakręt był tak ostry, że było słychać nawet pisk, który wydały wirniki helikoptera.

- Mało brakowało, aby nas usłyszał - Tomek szepnął, rozwiązując Adasia.

    Chłopiec mocno przytulił się do Tomka. Szalony naukowiec wyszedł z helikoptera i mruczał coś o naprawie. Po czym zszedł schodami niżej. Nagle w oknie ukazał się Oscar, a za nim zdruzgotana Lena, Tomkowi opadła szczęka, gdy zobaczył przyjaciół.

- Jak wy się tu znaleźliście? Przecież widziałem was jak odlatywałem na helikopterze.   - zapytał Tomek.

Oskar się zaśmiał,  ale Lena nie miała do śmiechu, ponieważ wyglądała jak po traumie.

- A co się stało Lenie? - zapytał Tomek.

- Mam chorobę lokomocyjną - jęknęła Lena. - a tym helikopterem tak trzęsło, że  mi się niedobrze robiło.

- A piski i trzaski? - dopytywał się Tomek.

-To ja prawie odleciałam - odpowiedziała Lena.

Oskar zachichotał.

- Wyglądała jak koc na wietrze - zachichotał jeszcze raz Oskar.

- Wcale, że nie - ryknęła lekko wkurzona Lena - to nie było zabawne.

   Zobaczyli, że szalony naukowiec idzie w ich stronę.  Nie mogli pozwolić na to, że ich zobaczył. Wskoczyli więc do helikoptera. Oskar uruchomił silniki i helikopter odleciał bez naukowca.

- Co  jest, przecież to jest mój helikopter - krzyknął naukowiec.

- Już nie twój - ryknął Oskar i odleciał.

   Nagle powietrzna maszyaą zaczęła wariować.

- Co jest maszyną - panikował Tomek. - co robimy???

   Wtedy z helikoptera wypadł mały Adaś.

poniedziałek, 22 lutego 2021

Rozdział XIII (Paweł Dembiński)

 - Wszyscy bawili się długo, szczęśliwie i właśnie tak kończy się historia o szóstce dzieci - powiedziała Lena.

- No, fajna opowieść - stwierdziła mama.

- Eee, nuda,, znam o wiele lepsze historie - skrzywił się Marcin.

- V - powiedziała Marta. - Ta rzeka wygląda jak V!

- Ej, masz rację - przyznał Nikodem. - Zagrajmy w dwadzieścia pytań!

- Rasa psa na literę B - powiedział Marcin.

- Głupie pytanie, to buldog.

- O, no niech to! Zabawka na literę H - rzekł dumny Marcin.

- Nie wiem - powiedział tata.

- Nie wiecie? - zdziwił się Marcin - przecież to hula-hop!

- Aaa, rzeczywiście- powiedzieli wszyscy. Mama i tata pogratulowali Marcinowi wymyślenia zagadki.

- Goooooool - krzyknął nagle Nikodem. - Oglądam mecz! - wrzasnął do Marcina, który go uderzył.

I klops. Zaczęli się bić. Mama powiedziała, żeby byli cicho, bo obudzą Adasia.

- V-v-v - Adaś zaczął naśladować dźwięki. Wszyscy się zdziwili.

- Eeeee - powiedział Tomek. Wtedy zobaczył, że Nikodem ogląda coś na YouTube.

- Yeti sfotografowany w Tatrach! Ale super!

- Okej - powiedziała mama - za chwilę się zatrzymujemy na stacji benzynowej.

- Uuu - powiedział Marcin - kupicie mi czipsy? Proszę!

- "U Larego". Dziwna nazwa stacji - zauważyła Marta.

- Pewnie to jakiś cudzoziemiec.

Wtedy zauważyli dziobaka ubranego w garnitur i noszącego fedorę, a ten dał im swój identyfikator.

,,Agent P., pracownik tajnej organizacji bez fajnego skrótu, w skrócie babeczka."

środa, 17 lutego 2021

Rozdział XII (Hanna Dembińska)

     Następnego dnia mama przeglądała magazyny, aż w końcu przeczytała, że niedaleko jest jezioro!

- Dzieci, czy chciałybyście pojechać dzisiaj nad jezioro?

- Oczywiście! - krzyknęła Marta i Lena.

- W sumie, czemu by nie? - powiedział zadowolony Tomek.

- W życiu! Jezioro to dziura dla turystów!

- Nikodem, nie bądź taki! I tak całymi dniami siedzisz w telefonie, chodź, będzie świetnie! - powiedział tata mający nadzieję na odciągnięcie Nikodema od telefonu.

- Popieram pomysł Nikodema, wolę grać na telefonie.

- Ty też Marcin?! - krzyknęła zdenerwowana mama.

- A niech sobie siedzą w telefonach! - powiedziała Lena.

- Właśnie! I co z tego, że ominie ich cała zabawa! - krzyknęła zadowolona Marta.

   Rodzina pojechała na piknik, zamierzała spędzić tam cały ranek. Kiedy zaczęli rozkładać koc obok jeziora, Antoś zaczął płakać.

- Co mu się stało?- spytał zdziwiony Tomek.

- Zapewne dotknął nogą wody, podobno jest zimna.

- Mamo a czy mogę skoczyć z tej trampoliny do jeziora? - spytała zadowolona Lena.

- Możesz, ale bądź ostrożna! Nie chcemy, aby stała ci się krzywda!

- Spokojnie, nic mi się nie stanie!

- Mamo, czy ja też mogę skoczyć? - spytała Marta.

- Niestety kochanie, jesteś za mała na tą trampolinę, stałaby ci się krzywda!

    Tomkowi zrobiło się przykro, więc zaproponował Marcie zawody w robieniu zamku z piasku. U Marty od razu pojawił się uśmiech na twarzy. Niestety Antoś znowu płakał, więc tata wrócił z nim do domu.

- Co robicie? - spytała zaciekawiona Lena.

- Mamy zawody w robieniu zamku z piasku!

- Super! Czy mogę oceniać?

-Tak, ale jeszcze nie skończyliśmy budować.

Nie minęła nawet chwila, a w zamek Tomka trafiła piłka.

- Hej! Kto to zrobił!? - krzyknął zdenerwowany Tomek.

- Najmocniej przepraszam! - krzyknęła nieznajoma dziewczynka.

- W porządku, jak masz na imię?

- Amelia.

- Chyba wygląda na to, że ja wygrałam! - przerwała Marta.

- Dzieci, musimy już wracać. Jesteśmy tutaj ponad trzy godziny! Zadzwonię do taty aby po nas przyjechał - krzyknęła mama.

    Dziesięć minut później przyjechał po nich tata. Była pora obiadowa, więc pojechali do restauracji. Całą drogę Marta wspominała, jak bardzo fajnie było nad jeziorem. Nikodema to trochę rozzłościło, więc włożył słuchawki.

- Na co macie ochotę? - spytali rodzice.

- Mamy ochotę na sałatkę - powiedziały Lena i Marta.

- My chcemy pizzę, co to za pytanie?! - parsknęli śmiechem bliźniacy.

- Dobrze, w takim razie zamawiam 1 pizzę i cztery sałatki.

środa, 10 lutego 2021

Rozdział XII (Laura Chmielewska)

     Gdy otworzyli oczy, okazało się że to tylko zły sen i że są na miejscu przed hotelem, w którym mieli spędzić tydzień.
- Ale miałem koszmarny sen, śniło mi się, że mnie zabili - powiedział z przerażeniem Tomek.
- Ja również miałam ten koszmar,cCiebie zabili, a mnie postrzelili - odpowiedziała Lena.
- Ejjj, przestańmy mówić już o tych koszmarach, tylko rozejrzyjmy się po okolicy - wtrąciła się Marta.
     Poszli do hotelu. Gdy rozpakowali walizki i zjedli pyszny obiad, mama zaproponowała spacer po okolicy. Wszystkim ten pomysł się bardzo spodobał. Widoki były fantastyczne. Niedaleko hotelu znajdował się przepiękny wodospad. Rodzina spędziła fajnie czas, wszyscy bardzo dobrze się bawili. Po powrocie do hotelu zaplanowali drugi dzień pobytu. Dzieci nie mogły doczekać się jutrzejszego dnia, czekało ich wiele atrakcji. O 21:00 wszyscy leżeli już w swoich łóżkach, myśląc, o co czeka ich następnego dnia.

czwartek, 4 lutego 2021

Rozdział XI (Wiktoria Bryjak)

       Cała rodzina szybko musiała pogodzić się ze stratą Tomka, nie było czasu na ociąganie się. Musieli uciekać przed kolejnymi niebezpieczeństwami, które mogli spotkać na swojej drodze. Pożegnali się z Jurkiem i Oskarem i serdecznie podziękowali im za pomoc.

-        Mamy coś waszego - powiedział jeden z nich.

Rodzina spojrzała na siebie z zaskoczeniem.

-        Doszły nas słuchy, że Amelia i smoczyca podarowały wam jakiś czas temu parę rzeczy, które mogą przydać wam się podczas wędrówek. Gdy byliście w niebezpieczeństwie, przejęliśmy wasze rzeczy, teraz chcemy wam je oddać.

Oskar podszedł do taty i podarował mu z powrotem dwa magiczne kamienie.

-        Dziękujemy bardzo za całą pomoc, którą od was dostaliśmy.

     Po tych słowach rozeszli się w dwie strony. Wynajętym przez policję wozem udali się z dala od opuszczonej bazy wojskowej, lecz nie czuli się tam bezpiecznie. Zupełnie nie znali miejsca, w którym się znajdowali. Jechali na ślepo, bez żadnej mapy. Znaleźli się w lesie pośród drzew. Wyjęli kamienie i usiedli na trawie.

-        Jak z nich korzystać? - spytała Lena.

-        Chcemy już do domu - powiedzieli razem bliźniacy.

-        Spokojnie drogie dzieci - odpowiedziała mama - zastanówmy się, co możemy zrobić z magicznymi kamieniami.

-        Z tego co mi wiadomo, sprawiają, że przenosimy się w bezpieczne miejsce - kontynuował tata - Zastanówmy się, jak ich użyć.

   W tym momencie mama włożyła jeden kamień z powrotem do torby, a drugi położyła pośród wszystkich siedzących w kole. Kazała każdemu jedną dłoń położyć na kamieniu, a drugą na ramieniu osoby siedzącej obok. Zamknęli oczy…

czwartek, 21 stycznia 2021

Rozdział X (Oscar Kaczmarek)

   Okazało się, że rodzice w poszukiwaniu dzieci weszli do painta i się pomniejszyli, ale po drugiej stronie pulpitu zauważyli, że coś do nich podchodzi. Gdy to coś się przybliżyło, zauważyli, że to człowiek i że odłącza komputer od gniazdka.

- Nie rób tego! - krzyczał Tomek.

Wszystko zgasło. Zobaczyli pewien samochód, ale nie taki zwykły, bo wyglądał jak auto z roku 2077.

- Patrzcie, coś tam jedzie! - krzyknęła Lena.

- Co za wariat!

Z auta wysiadło dwóch chłopaków. To byli najlepsi przyjaciele - Jurek i Oskar.

- Co wy tutaj robicie? - zapytał Oskar.

- Zgubiliśmy się - powiedział tata.

- Wsiadajcie - rzekł Jurek.

Wówczas mama powiedziała do chłopców:

-Ale przecież nie zmieścimy się do waszego auta, nas jest za dużo.

- Poczekajcie z Jurkiem, ja zaraz będę - powiedział Oskar.

v   

- Mięło chyba pięć godzin - powiedziała rodzina.

     Po chwili zobaczyli autobus. Rodzina myślała, że to Oskar, ale to byli złodzieje. Nagle Jurek wyciągnął broń i wycelował do rodziny.

- Ręce do góry i wsiadajcie do autobusu – wykrzyknął.

Gdy zajechali do opuszczonej bazy wojskowej, zobaczyli, że są w Polsce.

- Jesteśmy przy granicy pomiędzy Polską a Niemcami - powiedział Tomek.

Gdy dojechali, ujrzeli trupy. Dzieci zaczęły płakać, rodzice zostali zaprowadzeni do innego hangaru.

- Zabiją nas - powiedział Marcin.

- Nie zabiją.

     Złodzieje zadzwonili na policję i powiedzieli, że jak za jedną osobę nie dostaną milion, to ich zabiją pierwszego zakładnika, a co 60 min kolejnego. Minęła godzina. Jurek szykował podziemia wojskowe do zabicia Tomka

- Nie róbcie mi nic, błagam! - krzyczał zapłakany Tomek.

    Gdy uszykowano już podziemia, złodzieje przyprowadzili chłopca.

Niestety, Tomek nie przeżył. Minęła druga godzina, teraz zabierano Lenę do podziemi. Gdy Jurek naciskał spust, wbiegł tam Oskar z policjantami i Lena został tylko postrzelona w nogę. Złapano wszystkich przestępców. Lekarz zbadał Lenę i potwierdził, że nic jej nie będzie, bo to tylko draśnięcie. Jednak niestety potwierdził zgon Tomka.

piątek, 18 grudnia 2020

Rozdział IX (Irena Pniewska)

 - Madha tafealun ya 'atfal hna? - zapytał pracownik parku rozrywki. - 'ayn waldik?

Nastała cisza...

- E-english please - wyjąkał Tomek, który nie rozumiał arabskiego.

- Oke. Are you lost? Where are your parents? (Zgubiliście się? Gdzie są wasi rodzice?) -poprawił się pracownik, mówiąc to ostro.

- Nasi rodzice poszli do kawiarenki - wymyśliła Lena.

- Lena… - Tomek chciał coś powiedzieć, ale pracownik sobie poszedł.

- Zdajesz sobie sprawię, że powiedziałaś to po polsku? - zapytał Tomek i 9-letnie rodzeństwo.

- Ale i tak sobie poszedł, prawda?

- Po prostu przenieśmy się gdzieś indziej – powiedziała reszta rodzeństwa.

Gdy wybierali sobie nowe miejsce...

- Chcę do Paryża! - powiedziała Lena.

- Chcę do Rosji! - powiedział Marcin.

- Chcę do domu... - marudził Nikodem.

Gdy tak się zastanawiali, przybiegł do nich dzieciak wyglądający na 10-latka.

- Jesteście z Polski?!

-Ta...

- Czego chcesz? -powiedzieli równo Tomek i Nikodem.

- Porwali mnie, pomocy! Wy umiecie hakować, więc na pewno mi pomożecie.

- Buty - zauważył Adam.

Wszyscy spojrzeli na buty nieznajomego. Miał złote sandały.

- Oszust!

- Ej!

     Rodzeństwo nie wiedziało, gdzie się podziać. Jedynie, gdzie chciało, to do rodziców. Chcieli podobno do Dubaju na kilka dni, ale tęsknili za rodzicami. Wyszli więc z komputera. Rodzice już na nich czekali, ale chwila… SĄ MNIEJSI!!!

wtorek, 15 grudnia 2020

Rozdział VIII (Tymon Buczkowski)

    Marta zastanowiła się przez chwilę i powiedziała:  

-Zatrzymajmy się tu  jeszcze na trochę. Możemy zwiedzić cały świat.  

Tomek przyznał jej rację. 

- Wybierzmy się do Dubaju - powiedział - marzyłem o noclegu w najwyższym budynku na świecie.  

- Podobno w Dubaju jest też największy kryty park rozrywki - powiedziała Lena.  

- I największy stok narciarski pod dachem - dodał Nikodem. 

- Super!- krzyknęła Marta.  

- Czy wszyscy są?- zapytał Tomek, bo jako najstarszy czuł się teraz odpowiedzialny za rodzeństwo.  

Lena zmartwiła się:

-A co z rodzicami? 

Marta wpadła na pomysł:

- Wyślijmy do nich maila.  

Tomek zalogował się do poczty mailowej,  wpisał adres mamy i napisał:  

,,Kochani Rodzice! 

Nie martwcie się o nas. Jesteśmy bezpieczni. Wybieramy się na kilka dni do Dubaju. Odezwiemy się niedługo.  

Bardzo Was kochamy!!! 

Tomek  

Lena  

Marcin 

Nikodem 

Marta 

Adaś  

PS.  

Adaś jest najedzony i smacznie śpi. “ 

 

- Ale jak dotrzemy do tego Dubaju? - zapytał Nikodem. 

- To proste- powiedziała Lena- wejdźmy na mapę google i wpiszmy miejsce docelowe. 

- Gotowe - powiedział Tomek – trzymajcie się!!! 

Po krótkiej chwili stali już przed budynkiem Burdż Chalifa w Dubaju. Przez dłuższą chwilę nikt się nie ruszał i nikt nie odzywał się. 

 - Ma podobno 828 metrów - powiedział Tomek. 

- Łaaaaaaaa, łaaaaaaa - Adaś obudził się z płaczem. 

- Chyba zwiedzanie musi zaczekać. Musimy nakarmić Adasia - ocknęła się Lena. 

- Ja też jestem głodna- powiedziała Marta. 

- Ja też - odezwał się Nikodem. 

- Zjadłbym pizzę - powiedział Marcin. 

- Zamówimy pizzę przez internet. 

- Świetny pomysł, podaj adres hotelu. 

Po jakimś czasie dotarła pizza i dzieci najadły się. 

- Chodźmy do parku rozrywki  - powiedział Tomek. 

- Musimy pojechać autobusem – powiedziała, rozglądając się Lena – tam jest jakiś przystanek. Sprawdźmy w internecie  jak tam dojechać. 

Już po 15 minutach cała szóstka bawiła się w parku rozrywki. 

piątek, 4 grudnia 2020

Rozdział VII (Lena Figiel)

       Steve podprowadził ich do dziwnej, białej dziury. Marta wprost zaciskała małe ząbki, licząc na to, że tym razem to jednak będą góry. Nikodem, który widział, że dziewczynka powoli zaczęła wstrzymywać powietrze, zatrzymał się i klęknął przy niej.

- Nie rób tak!- krzyknął, po czym złapał małą twarzyczkę i uszczypnął lekko Martę w nosek.

-  Auć!- pisnęła - Nie rób! - tupnęła nogą i pokręciła głową.

     W jej oczach było widać ból i strach przed bratem. Wtedy Nikodem, który zbyt nie lubił małych dzieci, zmarszczył brew i podszedł do oburzonej dziewczynki.

- Wiesz – westchnął - Jesteś okropnie nieusłuchana i niecierpliwa! - wtedy bez zamachu złapał ją za małą rączkę.

     Kiedy się jednak obrócił, rodziny nie było. Nawet tego  „Steve-a” gdzieś wciągnęło. Począł rozglądać się po okolicy, lecz oprócz jego, Marty i kwadratów nie było nikogo. Nagle usłyszał głos. Dobiegał on z miejsca, w którym stał dziwny, biały krąg. Nikodem w pierwszej chwili nie dosłyszał, co mogły te odgłosy znaczyć, ale już po drugim odgadł, że to MARTA.

      Jak najszybciej dobiegł do zjawiska. Każdy odgłos dochodził właśnie ze środka. Było więc tylko jedno rozwiązanie, trzeba było wejść do ŚRODKA. Chłopak początkowo nie wiedział, co ma zrobić, w końcu jednak mruknął sobie w duszy – pójdę - i postawił się na baczność, wziął głęboki oddech i dodał - dla rodziny!

      Już miał wystartować, gdy nagle z białego kręgu wysunął się palec, później dłoń aż w końcu cała ręka wyszła.

- Aj! Aj! Potwór!! - wrzeszczał Nikodem.

    Wtedy ujrzał buty tego „potwora”. Były one podobne do obuwia Leny. I w tym momencie wyszła cała postać. Był to nikt inny jak Lena. Roześmiana dziewczynka stała, wpatrując się swoimi załzawionymi oczami w zarumienioną twarz brata.

- Gdybyś zobaczył swoją minę! - śmiała się.

- Po twoim trupie – jęknął, zakrywając się kapturem - Poza tym, co tam robiłaś i gdzie Marta?

- Ach... – westchnęła -  ty nigdy nie nadążasz! A Marta jest już dawno na miejscu.

       Nikodem przez chwilę stracił umysł. Jakim miejscu?- zadawał sobie to pytanie, dopóty Lena mu nie wytłumaczyła.

- Wiesz co to Google lub internet? - spytała.

Nikodem przytaknął.

- To oto magiczne pole prowadzi do CAŁEJ sieci! – oznajmiła, wskazując na nie - Steve już dawno przeniósł się na inny serwer Minecrafta, zaprowadził nas tu.

    Wtedy chłopak zrobił oczy jak spodki od, po czym delikatnym ruchem podreptał do pola. Nikodem wsadził rękę do tej „sieci” aż w końcu cały zatopił się w tej bieli. Nikodem jak z basenu wydostał się z białego pola i dostał się NAPRAWDĘ  na pulpit. Ekran miał wszystko co może wymarzyć sobie prawdziwy człowiek uzależniony od takich rzeczy. Na końcu ekranu zauważył resztę rodziny, lecz kogoś mu jednak brakowało... Podbiegł do Tomka i zapytał gorączkowo:

- Tomek! - złapał go za barki - Gdzie mama? A tata!?

I tak go szarpał, póki nie usłyszał głosu Marty.

- Hej!- krzyczała, wspinając się po jakiś plikach – Tu coś jest napisane....Chyba...G....O..O..G... Google! Tu jest Google!

     Wszyscy zaczęli wspinać się po pulpicie. Mała Marta dotknęła Google, po czym otworzyło się małe okienko. Wtedy inni wylądowali na dnie okienka, a Marcin, który trzymał małego Adamka, zauważył małą kartkę na podłodze. Zaczął ją czytać na głos:

„ Drogie Dzieci. Szukajcie nas! Będziemy na końcu...

Podpisano Mama i Tata”

Wtedy Lena zrozumiała.

- Musimy wyjść z komputera - rzekła.