poniedziałek, 30 listopada 2020

Rozdział V (Katarzyna Bonarska)

    Minął tydzień odkąd rozstali się ze smoczycą, ale z Leną nie było najlepiej. Niby ją odzyskali całą i zdrową, ale jednak codziennie była coraz bardziej słaba i straciła apetyt.

- Co jest z Leną? - zapytał Tomek.

- Nie wiadomo - odpowiedziała mama.

   Tata wszedł do kabiny i spojrzał na Lenę. Potem podszedł do żony i  poprosił, żeby na chwilę poszła z nim do innej kabiny. W międzyczasie Tomek chciał zobaczyć, co się dzieje za oknem, ponieważ ciągle słyszał dziwne dźwięki. Podszedł do okna w statku i nagle uświadomił sobie, że wiszą tysiąc metrów na ziemią! Trochę przerażony i spanikowany wyleciał jak huragan na pokład. A ta cała reakcja stąd, że nie lubił przebywać na wysokościach.  Przez to co zobaczył, omal znowu nie zemdlał. Statek był unoszony przez małych i dużych sowich żołnierzyków. Na czele małej sowiej armii była piękna sowa śnieżna o srebrzystych piórach z czarnymi plamkami. Pięć sekund później Tomek oficjalnie zemdlał. Obudził się dopiero godzinę później, okrążony przez sówki. Po chwili do rodziny Chmielewskich podeszła sowa śnieżna.

- Gonili was i wasza mała została zainfekowana przez złotą śpiączkę - powiedziała sowa.

- Co!? - zapytał tata zdezorientowanym głosem - Ci piraci nas wciąż gonili?

- Na to wygląda - odpowiedziała sowa - A ten wasz "Tomek" zawsze taki spanikowany?

- Zdarza mu się - odpowiedziała mama.

- Chodźcie - zarządziła sówka.

Bezszelestnie wzbiła się w powietrze i poleciała w kierunku pokoju zasłoniętym bluszczem. Zatrzymała się i odsłoniła pokój. W środku była Lena śpiąca w łóżku.

- Daliśmy jej lekarstwo, po kilku tygodniach powinna dojść do siebie. Za tydzień powinna odzyskać kolory, a za trzy dni powinna odzyskać apetyt - powiedziała sowa.

- Czy możemy zostać tu przez ten czas? - zapytał tata.

- Niestety nie, to miejsce jest niedostępne i nawet nie powinno być dostępne dla ludzi - odpowiedziała krótko sowa.

Dwójka żołnierzyków podleciała i obsypała Chmielewskich magicznym proszkiem. Rodzina wylądowała z powrotem na statku. Trzy dni minęły, a Lena odzyskała apetyt. To nie był sen.

wtorek, 17 listopada 2020

Rozdział IV (Maciej Fajfer)

     Gdy przyszli do Amelii, powiedzieli jej, że porwano Lenę. Nikt nie wiedział, kto mógł to zrobić, ale mama pokazała Amelii kartkę.

- Kto to? Kto mógł  to zrobić.?- zapytała załamana Amelia.

- Nie wiem, ale zobacz na tę kartkę.  Jest w niej napisane, że mogli ją porwać jacyś piraci - powiedziała ze smutkiem mama.

-Niby jacy piraci? Rabusie, strażnicy? - krzyknęła Amelia.

Cała ekipa poszła na poszukiwanie Leny. Zobaczyli w oddali statek.

- Zobaczcie, widzicie ten statek? - zapytał tata.

-Tak, widzimy. Może na nim jest nasza Lena - odpowiedziała mama .

- Dowiedzmy się, podpłyńmy do niego – tata powiedział z nadzieją.

      Gdy podpłynęli do statku, okazało się, że mieli rację i to był statek wrogów. Zobaczyli na nim  Lenkę, która  powoli zamienia się w złoto. Szybko weszli na pokład statku i zaczęła się bitwa o Lene!!!!!

-Na nich!!! - krzyknęła Amelia.

- Na nich!!! - krzyknęli wrogowie.

- Ałaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! - krzyknęła mama.

- Łeeeeeee łeeeeee - zaczął płakać Adaś.

Po kilku minutach walki rodzinka wygrała i odzyskała całą i zdrową Lenę.

- Jest, wygraliśmy! - krzyknęła rodzinka.

- Smoczyca jest jakaś zmęczona -  zauważyła Amelia.

- Chyba po wygranej … - odpowiedziała mama

    Wszyscy powrócili na statek i popłynęli na wyspę, na której długo odpoczywali i cieszyli się, że znowu są razem.

piątek, 13 listopada 2020

Rozdział III (Michał Sękowski)

Następnego dnia rano cała rodzina podziękowała za to, co Amelia i smoczyca dla nich zrobiły. Amelia i smoczyca dały prezenty: duży wielki, dębowy statek, nożyk, dwa magiczne kamienie za pomocą, których mogli się przenieść w bezpieczne miejsce i zapasy żywności.

- Będzie was nam brakowało - odezwała się Amelia.

- Ale nie martw się! Na pewno kiedyś się odwiedzimy - powiedziała mama.

    Wszyscy się pożegnali i jeszcze tego samego dnia ruszyli wspaniałym okrętem. Statek był ogromny. Miał dwie sypialnie, pokład, kajutę i bocianie gniazdo. Gdy zrobiło się już ciemno, cała rodzina poszła spać. Niestety w nocy ktoś porwał Lenę. Rano rodzina znalazła na podłodze kartkę, na której było napisane: „Jesteśmy piratami, strażnikami, policjantami, rabusiami i góralami. Lena jest nam po to, żeby stworzyć z niej złoto dla naszego boga.”

    Na końcu tej kartki był narysowany złoty posążek. Niestety rodzina nie wiedziała, co zrobić, więc zawróciła do Amelii i smoczycy. 

środa, 4 listopada 2020

Rozdział II (Amelia Rębacz)

     Był już wieczór, kiedy Chmielewscy wsiedli do limuzyny (jechali limuzyną, ponieważ nie zmieściliby się w normalnym aucie, a kierowca busa czegoś się przestraszył i odjechał, zapominając o rodzinie, którą wcześniej wiózł) i pojechali dalej. Dwie minuty później stało się coś niezwykłego – zza pagórka obok jezdni wybiegło stado bazyliszków i zaczęło atakować samochód!

- Aaaaa! – zaczęła krzyczeć Lena.

- Spokojnie! –zawołał tata, próbując uspokoić nie tylko Lenę, ale i siebie. Jednocześnie  cucił Martę, która zemdlała.

- Łeeeeee! – rozległ się płacz Adasia, który nie wiedział, co się dzieje.

- No to teraz wiemy, czego przestraszył się kierowca busa - powiedziała mama, zerkając nerwowo na bazyliszka, który właśnie wgniótł drzwi uderzeniem  swojego ogona.

- Tatusiu, czy my zginiemy? – spytała Lena, kiedy samochód zaliczył dachowanie.

- Oczywiście, że nie – odparł tata, naprawdę starając się wierzyć w to co mówi.

- Łeeeeeeeeeeee łeeeeeeeeeee!!! – teraz płacz Adasia był nie do zniesienia.

- Ratunkuuu! Pomocyy! Czy ktoś mnie słyszy?!

- Raaaaaatuuuuunkuuuuuu! –L ena krzyczała razem ze swoją mamą.

          Wtem usłyszeli oraz zobaczyli jak jakieś szpony chwytają jednego z bazyliszków i odrzucają go bardzo daleko. Kiedy właściciel pazurów wylądował, zobaczyli, że to smoczyca złotej gwiazdy. Była złota, w niektórych miejscach oraz na rogach miała błękitne obwódki pięcioramiennych gwiazd, trzy ogony, a jej błękitne szpikulce na szyi oraz na każdym z ogonów mieniły się. Smok miał piękne, złote skrzydła z błękitnymi błonkami i złotymi szpikulcami w zgięciach skrzydeł oraz na końcu środkowego ogona. Miała również piękne pazury, a na środku każdego pazura złotą gwiazdę z błękitną obwódką, dokoła których można było dostrzec złote kropeczki, które dalej stawały się srebrne. Reszta każdego pazura była czarna. Smoczyca znów wzbiła się w powietrze, a po chwili samochód unosił się wysoko nad bazyliszkami. Rodzina Chmielewskich była jednak nadal przerażona.

- Co się dzieje?– spytała mama.

- Nie wiem – odparła Lena.

- Ja mogę wam powiedzieć – usłyszeli głos 10-letniej dziewczyny.

- Kim jesteś?- spytała Lena.

- Trudno powiedzieć – odparła dziewczyna.

- W takim razie powiedz nam chociaż jak masz na imię.

- Amelia.

- Ładne imię, mogę cię zobaczyć?

- Pewnie.

     Amelia zeszła na dach auta, a stamtąd na drzwi samochodu i przytrzymała się pięknymi pazurami (takimi samymi jak u smoczycy). Amelia miała rogi i skrzydła takie same jak smoczyca, takie same złote gwiazdy z błękitnymi obwódkami na tułowiu oraz podobny ogon tyle, że ogon Amelii miał na środku czarny i błękitny pasek.

- Łaaał – wyrwało się Lenie, która nigdy nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

- Hi hi.

- Dlaczego się śmiejesz?

- Ponieważ lubię komplementy. Dolatujemy na archipelag magicznych wysp. Możecie mi zaufać – odparła szczerze Amelia, która prawie nigdy nie kłamała.

- Fajnie, ty nam też możesz zaufać – odparła Lena również szczerze.

-  Ale mam nadzieję, że jesteście dobrymi ludźmi, ponieważ wyspa wpuszcza tylko takich.

-Pewnie, że jesteśmy dobrymi ludźmi!

    Amelia uśmiechnęła się szerzej i wtedy wszyscy poczuli dziwny wstrząs. Rodzina Chmielewskich dopiero teraz zobaczyła długi archipelag dużych wysp.

- Co to było? – spytał Tomek.

- Właśnie przelecieliśmy przez czar ochronny wysp, stąd ten wstrząs - odparła Amelia, po czym dodała -Teraz możecie je zobaczyć.

- Ale one piękne! - wykrzyknęła Marta.

-Tak… czy one są magiczne? - Tomek zadał kolejne pytanie.

- Oczywiście! Jesteście głodni?

 -Bardzo! Rosną tam jabłka?

- I pomarańcze?  -Marta uwielbiała pomarańcze.

- Nie rosną tam jabłka ani pomarańcze, ponieważ na magicznych wyspach rosną tylko magiczne owoce, ale prawdopodobnie któreś z nich wam posmakują.

- Szkoda, ale w sumie to chętnie spróbuję magicznych owoców – Tomek wydawał się trochę zawiedziony.

- Mam pytanie: Czy twój smok ma jakąś specjalną moc?

-Tak, ona zieje złotymi gwiazdami. Ja też to potrafię.

- Fajnie.

          W tym czasie smoczyca już wylądowała, więc wszyscy zeszli na ląd. Rodzina Chmielewskich nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stali na prawdziwej, magicznej wyspie! Rzeczywiście była ona piękna - przy plaży, na której stali, rosło mnóstwo drzew. Jedne drzewa miały kolorowe liście, inne były czarne jak smoła lub świecące, a niektóre nawet rosły do góry nogami! Obok nich wygrzewał się smok piasku. Miał on piaskowy kolor łusek, jego skrzydła wyglądały, jakby sypał się z nich piasek, a zęby, pazury i kolce w zgięciach skrzydeł były beżowe. Słońce świeciło idealnie mocno, a kilka chmurek leniwie płynęło po niebie.

          Później każdy się najadł, a Adaś zapadł w krótką drzemkę. Wszyscy byli szczęśliwi. Tylko Marta na początku była smutna, ponieważ nie dotarli w góry, ale rozweseliła się, gdy Amelia powiedziała jej, że na magicznej wyspie też są góry, więc nie wszystko stracone.