piątek, 26 marca 2021

Rozdział XVI (Oliwia Zaustowicz)

        Gdy udało im się zdjąć Tomka z drzewa, Lena zauważyła ruszające się krzaki. Na szczęście były dosyć daleko od nich. Szybko ruszyła w ich stronę. Okazało się, że tam jest mama z pozostałymi dziećmi.

- Jesteście! Tato, tato, tu jest mama - krzyknęła Lena.

- To wspaniale! Już idziemy - odpowiedział tata.

     Gdy wszyscy byli już razem, stwierdzili, że pójdą przed siebie. Szli i szli, tata zerknął na zegarek, okazało się, że minęły już dwie godziny, a oni nadal nie wyszli z lasu.

- Tam! Patrzcie tam - powiedziała szczęśliwa Lena.

     Znajdywało się tam kolejne jezioro. Było ono bardzo podobne do tego, przy którym mieszkają. Adaś obudził się z długiej drzemki, którą uciął sobie na rękach mamy.

- Baba! - wykrzyknął malutki Adam. 

- Nie Adasiu, to nie nasza babcia - powiedziała mama.

     To nie była ich babcia, ale kobieta szła w ich stronę. Wyglądała dość przerażająco. Coraz bardziej się do nich zbliżała. Jednak okazało się, że to normalna starsza pani, która karmiła kaczki. Po dłuższej rozmowie z całą rodziną okazało się, że ta pani mieszka dwa domy dalej. Wskazała im drogę powrotną. Pożegnali się i podziękowali. Gdy szli wskazaną przez tą panią drogą, usłyszeli głośne.

- Jedenaście!!!!!! - krzyknęła starsza pani.

 Chmielewscy pobiegli w jej stronę, ponieważ nie byli daleko.

- Czy nic pani nie jest? - spytała chórem większość rodziny.

- Ale co ?Nie, nie, drogie dzieci, idźcie dalej - wymamrotała kobieta.

    Było to dość dziwne, ale tak jak powiedziała, tak zrobili. Minęło zaledwie dziesięć minut. Dotarli do domu. I wszystko było jak dawniej.

czwartek, 11 marca 2021

Rozdział XV (Jerzy Rzaniak)

      Mama, widząc, jak jej synek wypada z helikoptera, szybko rzuciła się na ratunek i w ostatniej chwili złapała go za łydkę. Mamę natomiast przytrzymywała reszta dzieci, nie pozwalając jej wypaść.

- Mamusiu! Nie pozwolimy wam zginąć! - krzyknęła nieco przerażona całą tą sytuacją mała Lena.

     Gdy wszyscy już stanęli na nogi, spojrzeli na tatę, który znalazł schowek ze spadochronami i zaczął je z niego wyciągać.

- Łapcie i szybko zakładajcie je na siebie, helikopter lada moment się rozbije - powiedział tata do wszystkich, podając im prędko spadochrony. Najpierw upewnił się, że dzieci mają je prawidłowo założone, a następnie szybko założył swój i poinstruował innych, jak powinno się go otworzyć po skoku z helikoptera. Mama miała wspólny spadochron razem z Adasiem, ponieważ był on najmniejszy. Wszyscy wyskoczyli z wariującego helikoptera i trzymali się za ręce.

- Będzie dobrze! - krzyknęli rodzice.

    Po czym wszyscy puścili swoje ręce i pociągnęli za sznurki, otwierając w ten sposób spadochron. Dzieci początkowo były przerażone całą sytuacją, jednak po krótkiej chwili zaczęły czerpać przyjemność z lotu.

- Ale super! - zawołał Oskar.

- Mógłbym tak cały czas! - krzyknął Tomek.

- A mi.. to trochę zimno - dodał cicho, marudząc pod nosem Nikodem.

     Gdy już spadochrony zabrały rodzinę w bezpieczną odległość od helikoptera, ci ujrzeli, jak ten roztrzaskuje się na ziemi z dala od nich i wybucha. Wtedy też zerwał się silny wiatr i zaczął rozwiewać każdego w inną stronę.

- O nie.. - krzyknęła wystraszona Lena.

- Zgubimy się! - dodał równie głośno Oskar, który spoglądał z przerażeniem na ogromny las, znajdujący się pod nimi. I w ten oto sposób rodzina została rozdzielona. Nie było jednak tak źle, jakby się mogło wydawać. Tata wylądował w okolicy Leny i Tomka. A mama razem z Adasiem wylądowała w pobliżu pozostałych dzieci. Tomek niestety zawisł na jednym z drzew i trzeba było go z niego ściągać.

- Musimy odnaleźć pozostałych.. a potem poszukać wspólnie jakiegoś wyjścia z tego lasu - powiedział tata.

czwartek, 4 marca 2021

Rozdział XIV (Angelika Rybakowska)

    Obok stacji benzynowej był McDonald, więc postanowili pójść z dziobakiem  PePe do McDonalda i zjeść sobie śniadanko.

- Chodźcie szybko nie ma kolejki - powiedziała Marta.

Okazało się że dziobak Pepe musiał iść na misję, ale nie sam, musiał iść ze swoją grupką przyjaciół.

- 我們有一個任務 - powiedział Pepe

- Cooooooooo?? co on powiedział? - spytała Lena.

- Przepraszam za mój język, mamy misję przeciw Heinzem Dundersztycem. Wymyślił machinę, która niszczy przyjaźń - powiedział dziobak.

- Okej - powiedział Marcin.

- No to ruszamy - powiedział  zdziwiony  tata .

Po dotarciu na miejsce usłyszeli.

- Nigdy mnie nie powstrzymacie - powiedział Heinz Dundersztyc.

- Właśnie, że powstrzymamy - krzyknęli wszyscy  oprócz zwariowanego  naukowca.

    Naukowiec odpalił maszynę, jednak wiedzieli, że to jest ich największy wróg i że muszą go powstrzymać.

- Nie uciekniesz nam - powiedział Tomek.

  Naukowiec, nie wiadomo czemu, zeskoczył z dachu swojego mieszkania na ulicę. Odpalił spadochron i uciekł. Wszyscy zaczęli się kłócić, ale kłótnię  przerwał im  Nikodem.

- Ej, przestańcie się kłócić, nie widzicie, że ta maszyna was psuje - ryknął Nikodem.

   Wszyscy przestali się kłócić, ale w pewnym momencie  dziobak dostał olśnienia. Zauważył na drugim końcu budynku wielką, papierową reklamę. Porwał ją i zeskoczył z budynku,  robiąc z  niej spadochron. Marcin w ostatniej chwili zobaczył łapki znikającego zwierzaka, chwycił rękę Tomka i wskazał w kierunku Pepe, po czym krzyknął

 - Zniknie nam Pepe.

Mama Tomka wzięła się pod boki:

- To jest agent – zwierz, co może mu się stać?

- To że jest dziobakiem - odpowiedziała  Lena.

W pewnym momencie rodzina spojrzała na tatę, który szedł   w kierunku schodów.

- Co zamierzasz, tato? - spytała Marta.

- Otóż- bąknął lekko zdenerwowany tata Tomka - sama wasza mama powiedziała, że to jest agent zwierz i nic mu się nie stanie.

    Powiedziawszy to, zniknął. Jedynie było słychać jego głośne tupanie butami. Nikodem zakrył sobie twarz za rękami:

- No to teraz do wyjścia, idę za tatą - pisnął zrezygnowany.

Już miał iść w stronę schodów, gdy nagle Adaś chwycił go swoimi małymi paluszkami. Z jego ust wydobyło się jego pierwsze słowo: „Ne” po czym pokręcił główką i jeszcze raz wydał rozkaz: „Ne”.

Nikodem spojrzał z żalem na swojego młodszego braciszka.

- Tak Adasiu.  - powiedział piskliwym głosem - Nie damy rady, jak chcesz, możesz iść ze mną.

   Adaś pokręcił głową i ryknął: „Tu tu!” W oczach Nikodema pojawiły się łzy żalu. Nagle usłyszał coś przypominającego silnik. Odwrócił się i zauważył zwariowanego naukowca w helikopterze ze związanym Agentem P. Cała rodzina odwróciła się w stronę helikoptera.

- Myśleliście, że tak łatwo się poddam. - syknął złowieszczo. - Nawet dziobak jest mądrzejszy od was.

    Przeleciał tuż nad  Adasiem. Mały chłopiec nie zobaczył podstępu i wyciągną rękę do helikoptera. Naukowiec mocno go chwycił i wciągnął do środka. Chłopczyk zaczął histerycznie płakać, mama złapała się za głowę i zaczęła panikować.

- Szybko! Ratujmy Adasia.

     Każdy zerwał się z miejsca i pędził do helikoptera, który powoli odlatywał z dachu. Jako pierwszy helikopter dogonił Tomek. W ostatniej chwili schwycił płozy helikoptera i wciągnął się na nie. Z ledwością utrzymał równowagą, ponieważ helikopter cały czas się chwiał. Chwycił się prawego okna i zauważył Adasia związanego liną. Obok niego zobaczył Pepe, który był tak samo urządzony jak on. Cicho wskoczył do środka. Tomek miał już odwiązywać małego Adasia, gdy nagle usłyszał kroki. Były szybkie i głośne. Naukowiec zaczął namiętnie szeptać coś pod nosem. Od razu wleciał na dach jakiegoś budynku. Zakręt był tak ostry, że było słychać nawet pisk, który wydały wirniki helikoptera.

- Mało brakowało, aby nas usłyszał - Tomek szepnął, rozwiązując Adasia.

    Chłopiec mocno przytulił się do Tomka. Szalony naukowiec wyszedł z helikoptera i mruczał coś o naprawie. Po czym zszedł schodami niżej. Nagle w oknie ukazał się Oscar, a za nim zdruzgotana Lena, Tomkowi opadła szczęka, gdy zobaczył przyjaciół.

- Jak wy się tu znaleźliście? Przecież widziałem was jak odlatywałem na helikopterze.   - zapytał Tomek.

Oskar się zaśmiał,  ale Lena nie miała do śmiechu, ponieważ wyglądała jak po traumie.

- A co się stało Lenie? - zapytał Tomek.

- Mam chorobę lokomocyjną - jęknęła Lena. - a tym helikopterem tak trzęsło, że  mi się niedobrze robiło.

- A piski i trzaski? - dopytywał się Tomek.

-To ja prawie odleciałam - odpowiedziała Lena.

Oskar zachichotał.

- Wyglądała jak koc na wietrze - zachichotał jeszcze raz Oskar.

- Wcale, że nie - ryknęła lekko wkurzona Lena - to nie było zabawne.

   Zobaczyli, że szalony naukowiec idzie w ich stronę.  Nie mogli pozwolić na to, że ich zobaczył. Wskoczyli więc do helikoptera. Oskar uruchomił silniki i helikopter odleciał bez naukowca.

- Co  jest, przecież to jest mój helikopter - krzyknął naukowiec.

- Już nie twój - ryknął Oskar i odleciał.

   Nagle powietrzna maszyaą zaczęła wariować.

- Co jest maszyną - panikował Tomek. - co robimy???

   Wtedy z helikoptera wypadł mały Adaś.